- -
- 100%
- +
Chudy Hindus był szefem zespołu kryminalistyki. Miał na sobie garnitur i krawat. Podniósł do góry oba kciuki, gdy wspomniano jego imię.
– Tak jest, Mark – odparł niemal z zachwytem. – Jak rozmawialiśmy, na tę chwilę mamy bardzo niewiele. Mieszkanie było czyste. Bez krwi, bez śladu walki. Wszystkie kamery zostały unieszkodliwione za pomocą przezroczystej żywicy epoksydowej, którą można kupić w dowolnym sklepie z narzędziami. Znaleźliśmy resztki czarnych włókien z rękawiczek, one też nie dały nam żadnego tropu.
Detektyw Simms wciąż się boczył na Avery. Tymczasem Sammy miał problem ze zrozumieniem, kto tu rządził. Wciąż patrzył na Simmsa, Holta i wszystkich innych. W końcu do niego dotarło i zaczął mówić do Avery i Ramireza.
– Mamy jednak coś z portu— powiedział Sammy. – Oczywiście zabójca zaślepił tam kamery, podobnie jak w mieszkaniu. Dotarcie do portu niezauważonym oznaczałoby, że musiałby działać między jedenastą po południu, czyli wtedy, gdy ostatni pracownik opuścił przystań, a szóstą rano, kiedy zaczęły się pierwsze zmiany. Znaleźliśmy pasujące odciski butów w porcie i na łodzi, zanim inni funkcjonariusze policji dotarli na miejsce. Rozmiar stopy dziesięć i pół, buty typu trapery. Wygląda na to, że sprawca kuleje z powodu kontuzji prawej nogi, ponieważ lewy but stworzył głębsze ślady niż prawy.
– Doskonale – powiedział z dumą Simms.
– Przyjrzeliśmy się również tej narysowanej gwiazdce na dziobie – kontynuował Sammy. – Nie znaleziono materiału genetycznego. Jednak znaleźliśmy czarne włókno wewnątrz gwiazdy podobne do włókien rękawicy w mieszkaniu, więc było to bardzo interesujące połączenie. Dziękuję za to, detektywie Black.
Skinął głową.
Avery również skinęła głową.
Holt pociągnął nosem.
– Wreszcie – podsumował Sammy – uważamy, że ciało zostało przewiezione do stoczni w zrolowanym dywanie, ponieważ na ciele znaleziono wiele włókien dywanu, a w domu brakowało dywanu.
Skinął głową, wskazując, że skończył.
– Dzięki, Sammy – powiedział Simms. – Dana?
Następnie przemówiła kobieta w białym fartuchu, która wyglądała, jakby wolałaby być gdziekolwiek indziej niż w tym pokoju. Była w średnim wieku, miała proste brązowe włosy opadające na ramiona i permanentnie zmarszczone brwi.
– Ofiara zmarła wskutek skręcenia karku – oznajmiła. – Na rękach i nogach miała siniaki, które wskazywały, że została rzucona na podłogę lub na ścianę. Prawdopodobnie nie żyje około dwunastu godzin. Nie było śladów włamania.
Usiadła z założonymi rękami.
Simms uniósł brwi i zwrócił się do Avery.
– Detektyw Black? Wiemy coś o rodzinie?
– To był martwy trop – wyjaśniła Avery. – Ofiara raz w tygodniu widywała swoich rodziców, którym przynosiła zakupy spożywcze i gotowała obiad. Nie miała chłopaka. Żadnych innych bliskich krewnych w Bostonie. Ma jednak bliski krąg przyjaciół, z którymi będziemy musieli porozmawiać. Sami rodzice nie są podejrzani. Ledwo byli w stanie wstać z kanapy. Zaczęlibyśmy badać przyjaciół, ale nie byłam pewna co do protokołu – dodała, patrząc na O’Malleya.
– Dzięki – powiedział Simms. – Rozumiem. Myślę, że po tym spotkaniu będziesz dowodziła, Black, ale to nie jest mój rozkaz. Pozwól, że powiem ci, co mój zespół odkrył do tej pory. Sprawdziliśmy jej dane telefoniczne i adresy e-mail. Nic niezwykłego. Kamery w budynku były wyłączone i żadne inne obiektywy nie miały widoku na sam budynek. Znaleźliśmy jednak coś w księgarni Venemeer. Była dzisiaj otwarta. Ma dwóch pełnoetatowych pracowników. Nie byli świadomi śmierci ofiary i byli naprawdę zszokowani. Żaden z nich nie wyglądał na realnego podejrzanego, ale obaj wspominali, że sklep znalazł się niedawno pod ostrzałem lokalnego gangu znanego jako Chelsea Death Squad. Nazwa pochodzi od ich głównej miejscówki na Chelsea Street. Rozmawiałem z naszą jednostką od gangów i dowiedziałem się, że jest to stosunkowo nowy gang latynoski, luźno związany z wieloma innymi kartelami. Ich przywódcą jest Juan Desoto.
Avery słyszała o Desoto jeszcze w czasach, gdy była nowicjuszką. Mógł być małym graczem z nowym gangiem, ale od wielu lat był typem od mokrej roboty w wielu gangach w Bostonie.
Dlaczego mafijny zabójca z własnym gangiem chciałby zabić właścicielkę lokalnej księgarni, a następnie umieścić jej ciało na jachcie tak, aby wszyscy się o nim dowiedzieli?, zastanawiała się.
– Wygląda na to, że masz świetny trop – rzucił z entuzjazmem Holt. – Niepokojące jest to, że musimy podzielić się tym z ekipą z drugiej strony kanału. Niestety takie jest życie. Czyż nie, kapitanie O’Malley? Kompromis, tak?
Uśmiechnął się.
– Zgadza się – odpowiedział niechętnie O’Malley.
Simms wyprostował się na krześle.
– Juan Desoto zdecydowanie byłby moim podejrzanym numer jeden. Gdyby to był mój przypadek – podkreślił – najpierw spróbowałbym go odwiedzić.
Lekki cios zaniepokoił Avery.
Czy naprawdę tego potrzebuję?, pomyślała. Choć była całkowicie zaintrygowana tą sprawą, niewyraźne granice między tym, kto się miał czym zajmować, niepokoiły ją. Czy muszę słuchać jego rozkazów? Czy on jest teraz moim przełożonym? Czy mogę robić to, co chcę?
O’Malley zdawał się czytać w jej myślach.
– Myślę, że już tu skończyliśmy. Zgadza się, Will? – powiedział, a następnie zwrócił się wyłącznie do Avery i Ramireza.
– Po tym wszystkim wy dwoje dowodzicie, chyba że musicie odwołać się do śledczego Simmsa w sprawie informacji, które właśnie przedstawiliśmy. W tej chwili tworzone są kopie plików. Zostaną wysłane do A1. Tak więc – westchnął i wstał – o ile nie macie żadnych innych pytań, zaczynajcie. Ja mam cały na głowie cały oddział.
*Napięta atmosfera w A7 wprawiała Avery w stan irytacji, dopóki nie wyszli z budynku. Minęli reporterów i wrócili do samochodu.
– Dobrze nam poszło – ucieszył się Ramirez. – Zdajesz sobie sprawę, co się tam właśnie wydarzyło? – zapytał. – Właśnie dostałaś największą sprawę, jaką prawdopodobnie miało A7 od lat, a wszystko dlatego, że jesteś Avery Black.
Avery bez słowa pokiwała głową.
Bycie dowódcą miało wysoką cenę. Mogła robić rzeczy po swojemu, ale jeśli pojawiały się problemy, były tylko na jej głowie. Poza tym miała wrażenie, że to nie będzie jej ostatni kontakt z A7. Chyba mam teraz dwóch szefów, jęknęła w duchu.
– Jaki jest nasz następny ruch? – zapytał Ramirez.
– Zacznijmy od nowa z A7 i odwiedźmy Desoto. Nie jestem pewna, co znajdziemy, ale jeśli jego gang nękał właściciela księgarni, chciałbym wiedzieć dlaczego.
Ramirez zagwizdał.
– Skąd wiesz, gdzie go znaleźć?
– Wszyscy wiedzą, gdzie go znaleźć. Jest właścicielem małej kawiarni przy Chelsea Street, tuż przy autostradzie i parku.
– Myślisz, że to nasz facet?
– Zabijanie nie jest niczym nowym dla Desoto – Avery wzruszyła ramionami. – Nie jestem pewna, czy to miejsce zbrodni pasuje do jego modus operandi, ale może coś wiedzieć. Jest legendą w całym Bostonie. Z tego, co rozumiem, pracował dla czarnych, Irlandczyków, Włochów, Latynosów. Kiedy byłam świeżakiem, nazywali go Zabójcą-Duchem. Przez lata nikt nawet nie wierzył, że on istnieje. Wydział od gangów ustalił, że jego działania sięgały aż do Nowego Jorku. Jednak nikt nic nie mógł udowodnić. Jest właścicielem tej kawiarni, odkąd po raz pierwszy usłyszałam jego imię.
– Spotkałaś go kiedyś?
– Nie.
– Wiesz, jak on wygląda?
– No – rzekła. – Raz go widziałem. Jasnoskóry i naprawdę, naprawdę duży. Wydaje mi się, że ma naostrzone zęby.
Odwrócił się do niej i uśmiechnął, ale pod tym uśmiechem wyczuła tę samą panikę i przypływ adrenaliny, którą zaczynała odczuwać. Kierowali się do jaskini lwa.
– To może być interesujące – stwierdził.
Rozdział 6
Narożna kawiarnia znajdowała się po północnej stronie przejścia podziemnego pod drogą ekspresową we wschodnim Boston. Był to jednopiętrowy ceglany budynek z dużymi oknami i prostym szyldem głoszącym „Kawiarnia”. Okna lokalu były zaciemnione.
Avery zaparkowała tuż przy wejściu do drzwi i wysiadła.
Ściemniło się. Na południowym zachodzie widać było pomarańczowo-czerwono-żółtą łunę nad horyzontem. Po przeciwnej stronie ulicy znajdował się sklep spożywczy. Domy mieszkalne zajmowały resztę ulicy. Okolica była cicha i skromna.
– Załatwmy to – powiedział Ramirez.
Po długim dniu spędzonym na spotkaniu Ramirez wydawał się nabuzowany i gotowy do akcji. Jego zapał zmartwił Avery. Gangi nie lubią podskakujących gliniarzy przeprowadzających inwazję na ich teren, pomyślała. A zwłaszcza tych bez nakazu, którzy dysponują tylko poszlakami.
– Spokojnie – powiedziała. – Ja zadam pytania. Żadnych gwałtownych ruchów. Żadnych docinek, dobrze? Jesteśmy tutaj, aby zadać pytania i sprawdzić, czy mogą pomóc.
– Oczywiście.
Ramirez zmarszczył brwi. Jego język ciała powiedział coś innego.
Gdy weszli do kawiarenki, rozległ się dźwięk dzwonka.
W niewielkiej przestrzeni znajdowały się cztery boksy z wyściełanymi czerwonymi kanapami i jeden kontuar, w którym ludzie mogli zamawiać kawę i inne produkty śniadaniowe przez cały dzień. W menu znajdowało się zaledwie piętnaście pozycji, a w samej kawiarni było niewielu klientów.
Dwóch starych, szczupłych Latynosów, którzy mogli być bezdomni, piło kawę przy jednym ze stolików po lewej stronie. Przy innym młodszy od nich dżentelmen w okularach przeciwsłonecznych i czarnym filcowym kapeluszu siedział przygarbiony i zwrócony w stronę drzwi. Miał na sobie czarny podkoszulek. Pistolet był wyraźnie umieszczony kaburze na pasku na ramię. Avery spojrzała na jego buty. Osiem i pół, pomyślała. Dziewięć, w najlepszym wypadku.
– Puta – wyszeptał na widok Avery.
Starsi mężczyźni wydawali się nieświadomi ich obecności.
Za ladą nie było widać szefa kuchni ani pracownika wydającego zamówienia na wynos.
– Dzień dobry – przywitała się Avery. Chcielibyśmy porozmawiać z Juanem Desoto, jeśli jest w pobliżu.
Młody człowiek roześmiał się.
Wypowiedział po hiszpańsku szybki potok słów.
– Powiedział: „pierdol się, ty policyjna kurwo ze swoim sukinsynem” – przetłumaczył Ramirez.
– Cudownie – ironizowała Avery. – Słuchaj, nie chcemy żadnych problemów – dodała i uniosła obie dłonie. – Chcemy tylko zadać Desoto kilka pytań na temat księgarni na Sumner Street, za którą najwyraźniej nie przepada.
Mężczyzna usiadł i wskazał na drzwi.
– Wypierdalaj, gliniarzu!
Avery mogła poradzić sobie z sytuacją na wiele sposobów. Mężczyzna nosił broń i domyśliła się, że jest załadowana i bez licencji. Wydawał się także gotowy do walki, mimo że tak naprawdę nic się nie wydarzyło. To, w połączeniu z pustym blatem, doprowadziło ją do przekonania, że coś może się dziać na zapleczu. Albo mają tam narkotyki, albo trzymają tam jakiegoś nieszczęsnego właściciela sklepu i właśnie tłuką go na miazgę, domyśliła się.
– Chcemy tylko porozmawiać kilka minut z Desoto – powiedziała.
– Suko! – mężczyzna warknął, wstał i wyciągnął broń.
Ramirez natychmiast wyciągnął swoją.
Dwaj starsi mężczyźni nadal pili kawę i siedzieli w milczeniu.
Ramirez zawołał zza lufy pistoletu.
– Avery?
– Wszyscy się uspokójcie – rozkazała Avery.
W okienku kuchennym za głównym kontuarem pojawił się mężczyzna – kawał chłopa, sądząc po wyglądzie samej jego szyi i okrągłych policzków. Wydawało się, że pochyla się do okna, co skracało nieco jego wzrost. Jego twarz była częściowo ukryta w lekkim cieniu. Był łysym, jasnoskórym Latynosem z humorystycznym błyskiem w oczach. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Na zębach nosił nakładki, dzięki którym wszystkie wyglądały jak ostre diamenty. Nie można było dostrzec zewnętrznej złośliwości, ale był tak opanowany i spokojny, biorąc pod uwagę napiętą sytuację, że Avery zastanawiała się, dlaczego.
– Desoto – powiedziała.
– Tylko bez broni, bez broni – powiedział Desoto z kwadratowego okna. – Tito – zawołał – połóż broń na stole. Gliniarze, broń na stole. Tutaj nie ma broni.
– Nie ma mowy – zaprotestował Ramirez i wycelował broń w drugiego mężczyznę.
Avery poczuła krótkie ostrze, które trzymała przymocowane do kostki, na wypadek, gdyby miała kłopoty. Wszyscy też wiedzieli, że będą u Desoto. Wszystko będzie dobrze, pomyślała. Mam nadzieję.
– Odłóż to – zarządziła.
Na dowód dobrej woli Avery delikatnie wyciągnęła Glocka opuszkami palców i położyła na stole między dwoma starszymi mężczyznami.
– Zrób to samo – poleciła Ramirezowi. – Połóż to na stole.
– Cholera – wyszeptał Ramirez. – To kiepski pomysł. Niedobrze. Jednak mimo tego posłuchał jej i położył broń na stole. Drugi mężczyzna, Tito, odłożył pistolet i uśmiechnął się.
– Dziękuję – powiedział Desoto. – Nie martwcie się. Nikt nie chce waszej broni policyjnej. Będą tam bezpieczne. Wejdźcie. Porozmawiajmy.
Zniknął z pola widzenia.
Tito wskazał małe czerwone drzwi umieszczone za jedną z kabin, praktycznie niemożliwe do zauważenia.
– Ty pierwszy – nalegał Ramirez.
Tito skłonił się i wszedł.
Ramirez przeszedł obok, a Avery podążyła za nim.
Czerwone drzwi otworzyły się do kuchni. Korytarz prowadził w głąb zaplecza. Bezpośrednio przed nimi znajdowały się schody do piwnicy, strome i ciemne. Na dole były kolejne drzwi.
– Mam złe przeczucie – wyszeptał Ramirez.
– Cicho – szepnęła Avery.
W pokoju w głębi toczyła się gra w pokera. Pięciu mężczyzn, wszyscy latynoskiego pochodzenia, dobrze ubranych i uzbrojonych w pistolety, zamilkło, gdy się zbliżyli. Stół był pełen pieniędzy i biżuterii. Pod ścianami dużej przestrzeni stały kanapy. Na licznych półkach Avery zauważyła karabiny maszynowe i maczety. Były tam również kolejne drzwi. Szybkie spojrzenie na ich stopy ujawniło, że żaden z nich nie miał butów wystarczająco dużych, by dorównać zabójcy.
Z szeroko rozpostartymi ramionami i z wielkim uśmiechem na twarzy, który odsłonił metalowe nakładki na ostrych jak brzytwy zębach, Juan Desoto usiadł na kanapie. Jego ciało, napompowane i wyrzeźbione codziennymi treningami oraz, jak przypuszczała Avery, przy pomocy sterydów, przypominało bardziej ciało bardziej byka niż człowieka. Siedzący gigant na stojąco mógł mieć prawie siedem stóp wzrostu. Podobnie jego stopy – były ogromne. Co najmniej dwanaście, pomyślała Avery.
– Wyluzujcie wszyscy, wyluzujcie – rozkazał Desoto. – Grajcie dalej – rozkazał swoim ludziom. – Tito, daj im coś do picia. Czego sobie pani życzy, pani Black? – powiedział z naciskiem.
– Znasz mnie? – zapytała Avery.
– Nie znam cię – odpowiedział. – Ale słyszałem o tobie. Aresztowałaś mojego małego kuzyna Valdeza dwa lata temu i kilku moich dobrych przyjaciół z West Side Killers. Tak, mam wielu przyjaciół z innych gangów – odpowiedział na zdziwione spojrzenie Avery. – Nie wszystkie gangi walczą ze sobą jak zwierzęta. Lubię myśleć szerzej. Proszę. Co mogę ci podać?
– Dla mnie nic – powiedział Ramirez.
– Nic, dziękuję – odrzekła.
Desoto skinął głową do Tito, który opuścił pomieszczenie drogą, którą wszedł. Wszyscy mężczyźni przy stole nadal grali w karty, oprócz jednego. Dziwny człowiek na zewnątrz był uderzająco podobny do Desoto, tylko znacznie mniejszy i młodszy. Mruknął coś do Desoto i obaj odbyli płomienną rozmowę.
– To młodszy brat Desoto – przetłumaczył Ramirez. – Uważa, że powinni zabić nas oboje i wrzucić nas do rzeki. Desoto próbuje mu powiedzieć, że dlatego ciągle siedzi w więzieniu, ponieważ za dużo myśli, kiedy powinien trzymać usta zamknięte i słuchać.
– ¡Siéntate! – w końcu krzyknął Desoto.
Jego młodszy brat niechętnie usiadł, ale spojrzał ostro na Avery.
Desoto zaczerpnął tchu.
– Lubisz być policyjną celebrytką? – zapytał.
– Niezupełnie – odpowiedziała Avery. – Przez to staję się celem dla facetów takich jak ty w wydziale policji. Nie lubię być na celowniku.
– Prawda, prawda – zgodził się.
– Szukamy informacji – dodała Avery. – Kobieta w średnim wieku o imieniu Henrietta Venemeer prowadzi księgarnię na Sumner Street. Książki duchowe, nowa era, psychologia, tego typu rzeczy. Plotka głosi, że nie lubisz tego sklepu. Była nękana.
– Przeze mnie? – ze zdziwieniem wskazał na siebie.
– Przez ciebie lub twoich ludzi. Nie jesteśmy pewni. Właśnie dlatego jesteśmy tutaj.
– Dlaczego miałabyś wchodzić aż do jaskini diabła, by zapytać o jakąś kobietę z księgarni? Proszę, wytłumacz mi to.
Nic na jego twarzy nie wskazywało, żeby znał Henriettę lub wiedział coś o księgarni. Avery pomyślała, że w rzeczywistości to oskarżenie jest dla niego obraźliwe.
– Została zamordowana zeszłej nocy – powiedziała Avery i zwróciła szczególną uwagę na mężczyzn w pokoju i ich reakcje. – Miała skręcony kark i była przywiązana do jachtu w marinie przy Marginal Street.
– Dlaczego miałbym to zrobić? – zapytał.
– Właśnie tego chcemy się dowiedzieć.
Desoto zaczął ze wzburzeniem mówić do swoich ludzi bardzo szybko po hiszpańsku. Jego młodszy brat i inny mężczyzna wydawali się naprawdę zirytowani, że zostaną oskarżeni o coś tak wyraźnie poniżej ich poziomu. Pozostali trzej podczas przesłuchania zdradzali jednak zakłopotanie. Nastąpiła kłótnia. W pewnym momencie Desoto wstał rozgniewany, pokazując swój pełny wzrost i rozmiar.
– Tych trzech było już w sklepie – szepnął Ramirez. – Okradli go dwa razy. Desoto jest wkurzony, ponieważ słyszy o tym po raz pierwszy i nigdy nie dostał swojej działki.
Z głośnym rykiem Desoto wbił pięść w stół i przełamał go na pół. Rachunki, pieniądze i biżuteria spadły na ziemię. Naszyjnik prawie uderzył w twarz Avery, aż musiała się oprzeć o drzwi. Wszystkich pięciu mężczyzn odsunęło swoje krzesła od stołu. Młodszy brat Desoto krzyknął z frustracji i uniósł ręce. Desoto koncentrował swoją furię w szczególności na jednym człowieku. Wskazywał palcem twarz mężczyzny i z obu stron leciały groźby.
– To ten facet zabrał pozostałych do sklepu – szepnął Ramirez. – Ma kłopoty.
Desoto odwrócił się z szeroko otwartymi ramionami.
– Przepraszam – powiedział. – Moi ludzie rzeczywiście zaczepili tę kobietę w jej sklepie. Dwukrotnie. Ja słyszę o tym po raz pierwszy.
Serce Avery biło teraz szybko. Znajdowali się w izolowanym pokoju pełnym gniewnych przestępców z bronią i niezależnie od słów i gestów Desoto, jego obecność sama w sobie była zastraszająca, a jeśli plotki były prawdziwe, był wielokrotnym mordercą. Teraz dotyk jej małego ostrza, które znajdowało się teraz tak daleko poza zasięgiem, nie był tak pocieszający, jak myślała.
– Dzięki – powiedziała Avery. – Aby upewnić się, że jesteśmy po tej samej stronie, powiedz mi: czy któryś z twoich ludzi miałby powód do zabicia Henrietty Venemeer?
– Nikt nie zabija bez mojej zgody – stwierdził stanowczo.
– Ciało Venemeer zostało dziwnie umieszczone na jachcie – naciskała Avery. – Na widoku całego portu. Narysowano gwiazdę nad jej głową. Czy to cokolwiek dla ciebie znaczy?
– Czy pamiętasz mojego kuzyna? – zapytał Desoto. – Michael Cruz? Taki mały koleś? Chudy?
– Nie.
– Złamałaś mu rękę. Zapytałem go, jak mała dziewczynka mogła go pokonać, a on odpowiedział, że jesteś bardzo szybka i bardzo silna. Myślisz, że poradziłabyś sobie ze mną, Black?
To był początek równi pochyłej.
Avery czuła, że Desoto był znudzony. Odpowiedział na ich pytania, a teraz był znudzony i wściekły, a poza tym w prywatnym pomieszczeniu w podziemiach kawiarni miał dwóch nieuzbrojonych gliniarzy. Nawet mężczyźni, którzy grali w pokera, byli teraz całkowicie zaabsorbowani ich dwojgiem.
– Nie – odezwała się. – Myślę, że możesz mnie zamordować w walce wręcz.
– Wierzę w oko za oko – oświadczył Desoto. – Uważam, że kiedy podaje się informacje, należy je otrzymywać. Równowaga – podkreślił – jest bardzo ważna w życiu. Podałem ci informacje. Aresztowałaś mojego kuzyna. Wzięłaś ode mnie dwukrotnie. Rozumiesz? – zapytał. – Jesteś mi coś winna.
Avery cofnęła się i przybrała swoją tradycyjną postawę jujitsu, nogi ugięte i lekko rozstawione, ramiona wysoko i ręce otwarte pod brodą.
– Co jestem ci winna? – zapytała.
Desoto tylko chrząknął, skoczył do przodu, wziął zamach prawą rękę i uderzył pięścią.
Rozdział 7
W umyśle Avery pomieszczenie opróżniło się. Zrobiło się ciemno i widziała tylko pięciu mężczyzn, czuła Ramireza obok niej i patrzyła, jak pięść Desoto zbliża się do jej twarzy. Nazywała to mgłą, miejscem, w którym często bywała w czasach, kiedy dużo biegała – innym świecie, oddzielonym od jej fizycznej egzystencji. Jej instruktor jujitsu nazwał to „najwyższą świadomością”, miejscem, w którym skupienie stało się selektywne, więc zmysły były bardziej wyostrzone wokół konkretnych obiektów.
Obróciła się w kierunku ramienia Desoto i chwyciła go za nadgarstek. W tym samym czasie wypchnęła biodro z powrotem w jego ciało, aby wykorzystać jego siłę, a ona wykorzystała swój pęd, by rzucić go na drzwi do piwnicy. Drewno pękło i gigant z łoskotem runął na ziemię.
Nie wypadając z rytmu, Avery odwróciła się i kopnęła napastnika w brzuch. Potem wszystko poruszało się w zwolnionym tempie. Każdy z pięciu mężczyzn został wzięty na celownik tak, aby odniósł maksymalne obrażenia przy minimalnej agresji. Uderzenie w gardło sprawiło, że jeden padł na ziemię. Kopnięcie w pachwinę, a potem szybka rotacja w tył i inny mężczyzna uderzył o rozbity stół. Na sekundę straciła z oka młodszego brata Desoto. Odwróciła się, by zobaczyć, jak ma zamiar uderzyć ją parą mosiężnych kastetów. Nagle Ramirez wyskoczył i powalił go na ziemię.
Desoto ryknął i złapał Avery w uścisku niedźwiedzia od tyłu.
Jego ciało było ciężkie jak blok cementowy. Avery nie mogła złamać jego uścisku. Kopnęła w powietrze. Podniósł ją i rzucił o ścianę.
Avery uderzyła o regał, który w całości przewrócił się jej na głowę, gdy upadła na ziemię. Desoto kopnął ją w brzuch. Cios był tak silny, że aż ją podniósł. Kolejne kopnięcie i szyja odgięła się do tyłu. Desoto zszedł do parteru. Jego grube ramiona chwyciły ją za szyję, dławiąc ją niebezpiecznie. Szybko podniósł ją do góry tak, że jej nogi wisiały w powietrzu.
– Mógłbym ci złamać kark – wyszeptał – jak gałązkę.
Była oszołomiona.
Jej myśli były mętne od ciosów. Oddychała z trudem.
Skup się, rozkazała sobie. Albo zginiesz.
Próbowała przewrócić jego ciało lub złamać chwyt rękami. Żelazny uścisk trzymał ją mocno. Coś uderzyło w plecy Desoto. Opuścił stopy Avery na ziemię i spojrzał za siebie, by zobaczyć Ramireza z krzesłem.
– To cię nie bolało? – zapytał Ramirez.
Desoto warknął.
Avery zebrała się, uniosła stopę i wbiła piętę w jego palce.
– Ach! – zawył.
Miał na sobie biały T-shirt z guzikami, jasnobrązowe szorty i klapki. Pięta Avery złamała mu dwie kości. Instynktownie ją puścił, a zanim był gotowy, by znów ją złapać, Avery była już na nogach. Po jednym szybkim uderzeniu w gardło dźgnęła go w splot słoneczny.
Stalowy kij leżał na ziemi.
Podniosła go i uderzyła go w głowę.
Desoto natychmiast zwiotczał.
Dwóch już załatwiła, w tym jego młodszego brata. Trzeci – który obserwował jej bitwę z Desoto – rozszerzył oczy ze zdziwienia. Wyciągnął broń. Avery uderzył jego dłoń kijem, następnie obróciła się, wykorzystując zamach i uderzyła go w twarz. Rozbił się o ścianę.
Dwóch ostatnich mężczyzn wyprzedziło Ramireza.
Avery wbiła kij pod kolano jednego z facetów. Odwrócił się. Opuściła stal na jego pierś i kopnęła go mocno w twarz. Drugi mężczyzna uderzył ją w szczękę, a następnie z wrzaskiem przewrócił ją na stół do pokera.
Razem upadli na ziemię.
Mężczyzna znalazł się na wierzchu i z góry zadawał jej kolejne ciosy. Avery w końcu złapała go za nadgarstek i przeturlała się. Spadł z niej, a ona była w stanie obrócić się i złapać go za ramię. Avery leżała prostopadle do jego ciała. Jej nogi były ponad jego brzuchem, a jego ramię było wyprostowane i mocno naciągnięte.
– Puszczaj! Puszczaj! – zaszlochał.
Uniosła nogę i kopnęła go w twarz, aż zemdlał.
– Pierdol się! – wrzasnęła.
W pokoju było cicho. Wszystkich pięciu mężczyzn, w tym Desoto, straciło przytomność.
Ramirez jęknął i padł na kolana.
– Jezu… – wyszeptał.
Avery zauważyła pistolet na podłodze. Chwyciła go i wskazała na drzwi do piwnicy. Gdy tylko wycelowała, pojawił się Tito.
– Nie podnoś tej broni! – wrzasnęła. – Słyszysz? Nie rób tego.
Tito spojrzał na broń, którą trzymał w dłoni.






