- -
- 100%
- +
– Panie… – szepnęła ze drżeniem matka kandydata.
– Tak… Jeżeli pani sobie życzy, mogę dać małemu kilka lekcji. Czy zda… tego, rozumie się, przewidzieć niepodobna…
– Źle jest przygotowany?
– Nie to, żeby źle, owszem, na ogół biorąc… Ale, widzi pani, wymowa, akcent, to, czego jakiś korepetytor, jakiś belfrzyna na wsi wpoić nie jest w stanie, bo sam tego nie posiada… System, widzi pani, wymaga, to jest… akuratnej wymowy, a tego… nie ma. Wszyscy w tych stronach mówią w domu po polsku, rodzice… więc też i dzieci nie mogą mówić dobrze. A system, pojmuje pani, wymaga tej, że tak powiem – akuratnej wymowy.
Ktoś z lekka zapukał do drzwi. Profesor poruszył się niecierpliwie, jakby na znak, że sprawa jest wyczerpana. Chwila ta była istną katuszą dla pani Borowiczowej, gdyż należało przystąpić do kwestii zapłaty, uskutecznić ją stanowczo, dyplomatycznie i z całym mistrzostwem grzeczności.
– Będę – rzekła – nieskończenie panu profesorowi wdzięczną za tę istotną łaskę… Czy mogłabym od razu teraz uiścić się z należności za te lekcje? Zapewne wypadnie mi w tych dniach odjechać i dlatego tylko trudzę pana…
– O to… tego… Biorę zwykle po trzy ruble za godzinę. Mam tutaj kilkunastu chłopców, których również przygotowuję. Od nich biorę w tym stosunku…
– Mam nadzieję, że wystarczy jeszcze czasu na jakie osiem lekcyj. Władza tak zwleka… – rzekła pani Borowiczowa z rodzajem łaskawej i uprzejmej wymówki. – Dla nas zaśniedziałych po wsiach jest to właściwie dobrodziejstwo, gdyż możemy przy sposobności używać miasta, ale za to nasze role i gumna106… Oto jest dwadzieścia pięć rubelków…
– Ach… to ja pani rubla reszty… – zawołał z pośpiechem nauczyciel rzucając się do wykwintnego biurka.
– Och… tyle subiekcji107…
– A, nie, nie! – wołał nauczyciel. – Jestem tej zasady, rozumie pani: kochajmy się jak bracia, a liczmy się jak Żydzi…
Pomimo że pani Borowiczowa wcale nie nadawała się na brata pana Majewskiego, nie wzięła mu jednak za złe tej maksymy. Przyjąwszy rubla, wśród ukłonów zobopólnych oraz tysiącznych komplementów profesora wyszła odprowadzona przezeń aż do drzwi wchodowych108. W sieni pan Majewski ujął malca za ramię i otworzywszy drzwi na lewo wskazał mu duży pokój, prawie pusty, z ogromnym sosnowym stołem na środku.
– Przychodź na lekcje od dziś codziennie punkt o piątej… i od razu wchodź do tego pokoju… – rzekł głaszcząc chłopcu czuprynę.
IV
Tylko trzy razy pani Borowiczowa zaprowadziła jedynaka z hotelu na popołudniowe lekcje do profesora, już bowiem czwartego dnia odbył się pierwszy egzamin z języka rosyjskiego. Na korytarzu gimnazjalnym panował tego dnia istny stan oblężenia. Publiczność tłoczyła się tak zapamiętale w celu podpatrywania i podsłuchiwania tego, co się odbywało w sali egzaminacyjnej, że władza zmuszona była wydelegować aż trzech asystentów gospodarzy klas i pana Pazura do wypowiadania grubiańskich uwag pod adresem rodziców, a nawet do forsownego rozpychania ich łokciami.
Komisja egzaminacyjna składała się z trzech osób: z inspektora gimnazjum, pana Majewskiego i jednego z nauczycieli. Ten ostatni zresztą niewielką do całej sprawy zdawał się przywiązywać wagę, gdyż zajęty był wyłącznie grzebaniem w uchu za pomocą bardzo cienkich patyczków brzozowych uciętych z miotły. Cały pęk tego rodzaju instrumentów wychylał się z bocznej kieszeni jego fraka. Inspektor był mężczyzną ogromnego wzrostu, z głową porosłą istnym wygrabkiem rudawych włosów. Jego wielkie niebieskie oczy spoglądały tak posępnie i złowrogo, że dreszcz trwogi przejmował nie tylko uczniów, ale i rodziców. Stos papierów leżący przed inspektorem służył mu za rodzaj listy przystępujących do egzaminu. Były to prośby i dokumenty kandydatów. Papiery te, w miarę jak nauczyciel Majewski egzaminował malca, inspektor odczytywał z uwagą i dawał swoją notę. Przesłuchiwanie trwało krótko: dwa, trzy zdania chłopiec czytał, później opowiadał, wygłaszał jakiś wiersz rosyjski, jeśli go umiał na pamięć, następnie rzucano mu pytanie z gramatyki i polecano wykonać rozbiór. Rozbiór i pytania zadawane chłopcom znienacka, pospolite pytania konwersacyjne, ogłupiały większość niewielkich Polaczków.
Co chwilę jakiś zerżnięty wychodził na korytarz, gdzie go witała zrozpaczona, częstokroć zalana łzami twarz matki lub ojca. Malcy, którzy dali odpowiedzi zadowalające, na rozkaz inspektora powracali na swe miejsca. Gdy tak przebrano kandydatów, setka ich z górą zredukowała się do ilości pięćdziesięciu paru. Wtedy pan Majewski rozsadził ich w ten sposób, żeby między jednym a drugim była znaczna przestrzeń ławy, i rozkazał pisać dyktando. Gdy odebrano zapisane kartki, miał miejsce drugi egzamin, bardziej szczegółowy i głównie zahaczający o pisownię. Indagował teraz sam inspektor, a pan Majewski powtarzał wszystko, co zwierzchnik jego wykonywał. Kiedy inspektor Sieldiew marszczył swe niskie czoło i mrużył oczy – pan Majewski przybierał minę surową; kiedy się natrząsał szyderczo z głupich mniemań małych „przywiślańców”109 na punkcie arkanów etymologii i syntaksy – pan Majewski chichotał do rozpuku; kiedy inspektor spoglądał na drzwi ze złością i podglądającym rodzicom dawał znaki, aby się usunęli i zachowywali cicho – pan Majewski trzepał rękami i wykrzywiał się spazmatycznie. Krzesło jego stało nieco w tyle za krzesłem inspektora, a ta pozycja dozwalała nauczycielowi klasy wstępnej obserwować każdej chwili spod oka wyraz twarzy potentata gimnazjalnego. Zdarzyło się jednak, że inspektor w sposób rdzennie rosyjski wydłubywał sobie z zęba paznokciem jakieś dokuczliwe włókienko i wyszczerzył przy tej czynności lewą połowę swej paszczęki. Majewski dostrzegłszy spróchniałe zęby wybuchnął zaraz głośnym śmiechem, na którego odgłos nie tylko Sieldiew przyjrzał mu się z podziwem, ale nawet Iłarion Stiepanycz Ozierski, zwany przez wszystkich uczniów, mieszkańców miasta Klerykowa, kolegów nauczycieli i członków własnej familii „Kałmukiem”, cofnął patyk z ucha, wytrzeszczył swe białe oczy, uderzył pięścią w stół i mruknął:
– Da-s, eto toczno110!
Marcin Borowicz należał do liczby zostawionych w klasie. Utrzymał się nawet po drugim egzaminie i zasłużył na przychylną decyzję inspektora. Ogromna większość chłopców zebranych na korytarzu mogła już opuścić gimnazjum, gdyż jasną było rzeczą, że przyjętych będzie trzydziestu kilku, którzy siedzieli w klasie. Ci ostatni, z wyjątkiem kilku prawosławnych i synów ludzi zamożnych albo wysoko postawionych, byli dziwnym zbiegiem okoliczności uczniami pana Majewskiego. Tak chlubnym złożeniem egzaminu wystawili oni najlepsze świadectwo jego zdolnościom pedagogicznym i wykazali, co znaczy przed wstąpieniem do gimnazjum chociażby tylko parę lekcji konwersacji z dobrym akcentem.
Niepodobna opisać radości pani Borowiczowej. Spoglądając przez szybę, kiedy Marcinka wołano na środek, wytrzymała ona prawdziwy paroksyzm wszelakich cierpień. Dokoła siebie widziała rozpacz osób, których najsłodsze nieraz nadzieje już się rozwiały; czuła tę rozpacz ich wszystkich, ale tak ją czując deptała nogami cudze nieszczęście i wdzierała się jakby po trupach, pędzona przez swoją miłość i swoją nadzieję.
Kiedy pan Majewski uśmiechał się do jej syna i kiedy po odpowiedzi wskazywał mu miejsce w ławie – uwielbiała tego profesora wszystkimi władzami serca matki, których niczym wymierzyć nie można; ale wkrótce potem, gdy tenże pedagog wyszedł z klasy i ze zgniłym uśmiechem spoglądał na zastęp rodziców i dzieci odrzuconych z jego woli, uczuła, że i w niej, pomimo wszystko, szarpie się serce wzburzone i że się z niego wyrywa głucha i śmiertelna nienawiść. Pan Majewski szedł wśród tłumu rozdzielając ukłony na prawo i lewo osobom, które się do niego zwracały z błaganiem, płaczem i zapytaniami.
Wkrótce po nim wyszedł z klasy inspektor. Ten na nikogo uwagi nie zwracał, a gdy go zaczepił jakiś chudy jegomość pytaniem, jak też zdał jego młodszy synek, odpowiedział po rosyjsku głośno i zwracając się do wszystkich:
– Nie może być dobrych rezultatów, bo złe jest przygotowanie. Dzieci nie mówią po rosyjsku, więc jakże się mają uczyć w tej szkole, gdzie wykład nauk odbywa się w tym języku. Należy zrzucić pychę z serca i zabrać się do reformy. Wtedy dopiero dziecko może być przyjęte…
– Do jakiejże reformy, panie inspektorze, zabrać się należy? – spytał ów jegomość. – Niechże wiem przynajmniej, czego ci moi chłopcy nie umieją i czego się mają jeszcze uczyć, ażeby mogli zdać do klasy wstępnej. Trzymałem do nich nauczyciela przez półtora roku…
Głuchy szmer poparcia rozszedł się w tłumie.
– Należy jeszcze – zaczął wrzeszczeć inspektor – należy jeszcze mówić z nimi w domu po rosyjsku. Oto, jaka reforma przeprowadzona być musi! Pan wymagasz, żebyśmy przyjmowali pańskich synów do szkoły rosyjskiej, a sam nie umiesz czy nie chcesz mówić po rosyjsku, i do mnie, zwierzchnika tej szkoły, w murach jej ośmielasz się mówić jakimś obcym językiem! Pomyśl pan, czy to nie jest skandal?
– To nie jest bynajmniej skandal, jeżeli ja, nie posiadając żadnego obcego języka, przemawiam do pana inspektora tym, jaki umiem…
– Język rosyjski tu, w tym kraju, nie jest językiem obcym, jak się panu wyrażać podoba… Za pozwoleniem… pańskie nazwisko?
Chudy pan cofnął się i ukrył za plecami kobiet, które zwartym kołem otoczyły inspektora, poczęły przedkładać mu swe prośby, słuchać jego maksym i pogróżek.
Tegoż jeszcze dnia odbył się egzamin z religii. Słuchano z tego przedmiotu już tylko wybrańców losu.
Wskroś tłumu przecisnął się ksiądz prefekt Wargulski i wszedł do klasy.
Ksiądz Wargulski pochodził z gulonów111 i miał wszystkie ich fizyczne i moralne przymioty. Był wielki, zgarbiony, o bardzo szerokich ramionach, rękach długich, żylastych i ogromnie muskularnych. Siwizna dobrze już przyprószyła jego krótkie włosy, jak szczotka stojące nad kwadratowym czołem.
Ksiądz Wargulski patrzył zawsze spod oka i stulał wielkie swe wargi w taki sposób, że usta znać było na tej wygolonej twarzy tylko jako prostą linijkę. Mówił strasznie prędko, niezrozumiale i rzadko kiedy.
Wszedłszy do klasy, gdzie malcy siedzieli w dużych ławach nieruchomo jak sztachety w przęsłach, ksiądz zbliżył się zaraz do pierwszego z brzegu, wyciągnął w kierunku jego nosa najdłuższy ze swych ogromnych palców i szybko wymamrotał:
– Jak się nazywasz? Przeżegnaj się, zmów Ojcze nasz i Zdrowaś Maria…
Zanim chłopiec zdobył się na trzecią część odpowiedzi, już prefekt wyciągał palec do drugiego:
– Jak się nazywasz? Przeżegnaj się, zmów Ojcze nasz…
Po upływie kwadransa wszyscy kandydaci dostali piątki i wychodzili z klasy.
Następnego dnia odbył się egzamin z arytmetyki. Była to już prosta formalność. Uczniowie pana Majewskiego i na tym polu odznaczyli się wybornie. O godzinie dwunastej inspektor przeczytał publiczności listę chłopców przyjętych do klasy wstępnej. Usłyszawszy wymienione imię i nazwisko swego syna, pani Borowiczowa krótko westchnęła. W owej chwili dopiero mogła zmierzyć smutną dolę, w której pogrążone zostały dzieci rodziców niezamożnych, do szkół nieprzyjęte.
Po obiedzie, spożytym wesoło i z apetytem, wyruszono do „starej Przepiórzycy”. Pani Przepiórkowska, zwana w całym Wygwizdowie i przyległych do tego przedmieścia okolicach miasta „starą Przepiórzycą”, była dawną znajomą pani Borowiczowej z owych jeszcze czasów, kiedy mieszkała w sąsiedztwie Gawronek na leśnictwie w Grabowym Smugu u syna, podleśnego lasów rządowych. Pani Przepiórkowska trzymała uczniów na stancji, toteż matka wstępniaka uznała za rzecz najstosowniejszą pod opiekę starej i dobrej znajomej go oddać. „Stara Przepiórzyca” miała onego czasu trzech synów i dwie córki. Z taką przynajmniej gromadką została po śmierci męża, oficjalisty fabryk żelaznych, na bruku, a raczej na błocie miasteczka Bełchatowa. Nie wiadomo nikomu, jakim sposobem z owego błota wybrnęła i dała dzieciom jaką taką edukację, dość że najstarszy i najukochańszy jej syn Teofil dostał miejsce podleśnego i zabrał całą rodzinę do siebie; młodszy otrzymał urząd na poczcie, a najmłodszy był kancelistą w Towarzystwie Kredytowym Ziemskim. Życie uśmiechnęło się wtedy do starej, ale krótko trwał jego uśmiech. Wybuchło powstanie, młodszy syn znikł z domu i więcej nie wrócił. Nie odnalazła nawet jego ciała, pomimo że zjeździła całą okolicę wzdłuż i w poprzek. W osiem lat później najstarszy syn Teofil, dobrodziej i opiekun całej rodziny, zmarł nagle w lesie ukąszony przez żmiję. Wtedy matka i dwie siostry sprowadziły się do najmłodszego, Karola, i zamieszkały u niego, czyli, jak w tamtych okolicach miasta bez żadnej złośliwości, przenośni, a z zupełną ścisłością mówiono, usiadły mu wszystkie trzy na karku. Panny Przepiórkowskie nie powychodziły za mąż, zestarzały się i uczyniły ze swych nawyknień, usposobień i humorów prawdziwy ocet siedmiu złodziei. Starsza z nich była osobą około lat czterdziestu i zachowała do tak późnego wieku zdolność uśmiechania się w niektórych momentach życia; młodsza z niewiadomych przyczyn tak skandalicznie zbrzydła, że według relacji uczniów z klasy siódmej i ósmej najspokojniejsze psy miejskie, których głosu nikt nigdy nie słyszał, szczekały zajadle, gdy przechodziła.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.
1
baszłyk (z tur.) – kaptur z końcami do wiązania dokoła szyi, używany w wojsku rosyjskim. [przypis edytorski]
2
nostryfikacja (z łac.) – tu: uzyskanie prawa obywatelstwa, spolszczenie. [przypis edytorski]
3
bekiesza (z węg.) – długi, obszerny płaszcz podszyty futrem. [przypis edytorski]
4
elkowy – zrobiony z futra tchórzy. [przypis edytorski]
5
janczary – dzwonki przy końskiej uprzęży. [przypis edytorski]
6
dźwiękły – dziś popr. forma: dźwięknęły. [przypis edytorski]
7
wchodowy – dziś: wejściowy. [przypis edytorski]
8
Naczalnoje Owczarskoje Ucziliszcze (ros.) – szkoła początkowa w Owczarach. [przypis edytorski]
9
szepleniąc (daw.) – dziś: sepleniąc. [przypis edytorski]
10
dudy – tu: płacze. [przypis edytorski]
11
szpagateria (żart.) – wódka. [przypis edytorski]
12
kozik – składany nożyk. [przypis edytorski]
13
litografia (z gr.) – obrazek odbity za pomocą płyty kamiennej, na którą uprzednio naniesiono rysunek. [przypis edytorski]
14
dyscyplina – tu: bicz o kilku rzemieniach. [przypis edytorski]
15
szlif – dziś popr. forma D.lm: szlifów; szlify oficerskie – epolety, naramienniki munduru z oznaczeniami stopnia wojskowego; także: stopień oficerski. [przypis edytorski]
16
samowar – daw. urządzenie do przygotowywania herbaty. [przypis edytorski]
17
lejbik (z niem.) – krótki wierzchni kaftanik. [przypis edytorski]
18
zapaska – fartuch. [przypis edytorski]
19
leguminy – dosł. desery; tu: artykuły żywnościowe. [przypis edytorski]
20
pytel – tu: rodzaj mąki, kilkakrotnie zmielonej, dokładnie oczyszczonej i przesianej. [przypis edytorski]
21
zanotowywała – dziś: notowała. [przypis edytorski]
22
ochędożnie (przestarz.) – porządnie. [przypis edytorski]
23
spancer właśc. spencer (ang.) – krótki kaftan. [przypis edytorski]
24
Pa russki umiejesz czitat' (ros.) – umiesz czytać po rosyjsku. [przypis edytorski]
25
chrestomatia (z gr.) – zbiór fragmentów tekstów literackich, służący jako podręcznik szkolny. [przypis edytorski]
26
W szapkie zołota (…) drugoho (ros.) – stary rosyjski olbrzym w czapie z litego złota wypatrywał drugiego olbrzyma. [przypis edytorski]
27
paroksyzm – skurcz. [przypis edytorski]
28
stichi (ros.) – wiersze. [przypis edytorski]
29
diktowka (ros.) – dyktando. [przypis edytorski]
30
imia suszczestwitielnoje (…) miestoimienije (ros.) – rzeczownik, przymiotnik, zaimek. [przypis edytorski]
31
podleżaszczeje (…) priedłożenii (ros.) – podmiotem nazywamy przedmiot, o którym mówi się w zdaniu. [przypis edytorski]
32
Priebłagij (…) błagodat' (ros.) – Przenajświętszy Panie, ześlij nam łaskę; początek modlitwy porannej w ówczesnych szkołach rosyjskich. [przypis edytorski]
33
literalny – dosłowny. [przypis edytorski]
34
symplak (z łac.) – prostak; tu: nowicjusz, początkujący. [przypis edytorski]
35
ślabizok – sylabizowanie. [przypis edytorski]
36
przeważny – dziś: przeważający. [przypis edytorski]
37
piat'ju (…) tridcat' (ros.) – pięć razy sześć, trzydzieści. [przypis edytorski]
38
stoicyzm – tu: obojętność. [przypis edytorski]
39
szpagat – sznurek. [przypis edytorski]
40
pietuch (ros.) – kogut. [przypis edytorski]
41
Warfołomiej (ros.) – Bartłomiej. [przypis edytorski]
42
Wikientij (ros.) – Wincenty. [przypis edytorski]
43
Kol sławien (…) w Sijonie (ros.) – Jak wielki jest nasz Pan w Syjonie; początek prawosławnej pieśni kościelnej. [przypis edytorski]
44
Święty Boże (…) – początek tzw. suplikacji, polskiej pieśni kościelnej, śpiewanej w czasie nieszporów [przypis edytorski]
45
zadaczki (ros.) – zadania. [przypis edytorski]
46
rozbiór etymologiczny i syntaktyczny – analiza wyrazów pod względem ich pochodzenia i funkcji w zdaniu. [przypis edytorski]
47
kałkuł (z łac.) – rachunek. [przypis edytorski]
48
sfaja (ros.) – kłoda. [przypis edytorski]
49
jat', je (ros.) – litery alfabetu rosyjskiego. [przypis edytorski]
50
ekspens (z łac.) – koszt. [przypis edytorski]
51
wiorsta (z ros.) – daw. rosyjska miara długości, równa 1066 m. [przypis edytorski]
52
na skoro (ros.) – byle prędzej. [przypis edytorski]
53
zdorowo rebiata (ros.) – jak się macie, dzieci. [przypis edytorski]
54
wiedomosti (ros.) – sprawozdania. [przypis edytorski]
55
przechodzowany – przechodzony; mocno zniszczony wskutek długiego używania. [przypis edytorski]
56
belfer (daw.) – pomocnik nauczyciela w żydowskiej szkole (chederze); dziś pot. iron. a. żart.: nauczyciel. [przypis edytorski]
57
przeważny – dziś: przeważający. [przypis edytorski]
58
zdrawia żełajem Waszemu Wysokorodiju (ros.) – życzymy zdrowia Waszej Wielmożności. [przypis edytorski]
59
reparować (z łac.) – tu: przyjmować. [przypis edytorski]
60
szest'diesiat tri (ros.) – sześćdziesiąt trzy. [przypis edytorski]
61
pieriekliczka (ros.) – odczytywanie listy obecności. [przypis edytorski]
62
Matwiej (ros.) – Mateusz. [przypis edytorski]
63
wydobyła „Drugą książeczkę” Promyka – Druga książeczka do wprawy w czytaniu, opracowana dla użytku dzieci wiejskich przez autora elementarzy i propagatora oświaty ludowej Konrada Prószyńskiego (1851–1908), publikującego pod pseud. Kazimierz Promyk. [przypis edytorski]
64
wot kak (ros.) – ot co. [przypis edytorski]
65
cyrkularz (z łac.) – rozporządzenie. [przypis edytorski]
66
wchodowy – dziś: wejściowy. [przypis edytorski]
67
Machlejd – marka piwa; od nazwiska właścicieli znanego warszawskiego browaru. [przypis edytorski]
68
osypka – opłata w zbożu. [przypis edytorski]
69
niedowolny (z ros.) – niezadowolony. [przypis edytorski]
70
bechy – bachory. [przypis edytorski]
71
ponimajesz (…) w zuby (ros.) – rozumiesz, chłopski parobasie (…) rozumiesz, chamskie nasienie (…) Masz w zęby. [przypis edytorski]
72
Ach, powstancy (…) zajoncy – piosenka śpiewana przez żołnierzy rosyjskich ścigających powstańców 1863 r.; udirajut kak (ros.) – uciekają jak. [przypis edytorski]
73
Jezioro Bodeńskie – jezioro podalpejskie na pograniczu Szwajcarii, Austrii i Niemiec. [przypis edytorski]
74
Lugano – miasto w południowej Szwajcarii na pograniczu Włoch. [przypis edytorski]
75
Primarschule (niem.) – szkoła początkowa. [przypis edytorski]
76
Schwizerland – Szwajcaria. [przypis edytorski]
77
zwergl (niem.) – karzełek, krasnoludek. [przypis edytorski]
78
Jan Henryk Pestalozzi (1746–1827) – wybitny pedagog szwajcarski, zwolennik powszechnego nauczania i swobodnego rozwijania wrodzonych uzdolnień ucznia. [przypis edytorski]
79
poroztwierane – dziś popr.: pootwierane. [przypis edytorski]
80
lamperia (z niem.) – kolorowy pas zdobiący od podłogi do pewnej wysokości płaszczyznę ścian wewnątrz budynku. [przypis edytorski]
81
pedel (z łac.) – woźny w zakładach naukowych. [przypis edytorski]
82
Kapkaz (gwar.) – Kaukaz. [przypis edytorski]
83
ostanówki po subotach (ros. ostanowki po subbotam) – odsiadywanie kar z całego tygodnia w sobotę, po zakończeniu lekcji. [przypis edytorski]
84
nacichać – dziś popr.: przycichać. [przypis edytorski]
85
egzamina – dziś popr. forma B.lm: egzaminy. [przypis edytorski]
86
szuwaks (z niem.) – pasta do butów. [przypis edytorski]
87
propinacja (z łac.) – prawo sprzedaży napojów alkoholowych; tu: karczma. [przypis edytorski]